"Anhelli"

6 grudnia 2019 odbyła się światowa premiera „Anhellego” Dariusza Przybylskiego, utworu napisanego na zamówienie Teatru Wielkiego w Poznaniu. Dzieło młodego kompozytora na podstawie poematu Juliusza Słowackiego inscenizowała łotewska reżyserka Margo Zālīte, kierownictwo muzyczne objął Grzegorz Wierus. W rolach głównych: Joanna Freszel, Jan Jakub Monowid oraz Jaromir Trafankowski.


Orests Silabriedis, Latvijas Radio 3
Działać w kulturze, nie tworząc przy tym śmieci. Margo Zālīte reżyseruje operę "Anhelli" w Poznaniu.

"W dniach 6 i 8 grudnia w poznańskiej operze odbyła się światowa premiera opery „Anhelli” współczesnego polskiego kompozytora Dariusza Przybylskiego. Autorką inscenizacji jest Margo Zālīte, która we współpracy z kompozytorem stworzyła również libretto opery.

Oprawa opery powstała częściowo z odpadów. Margo Zālīte wyjaśnia to następująco: „To bardzo ciekawe, w jaki sposób możemy działać wciąż w kulturze, nie tworząc przy tym śmieci”.

Nie chodzi tu tylko o operę czy teatr, ale o to, że my „jako ludzie kultury możemy służyć za wzór i pokazywać, w jaki sposób wykorzystywać w jak najmniejszym stopniu zasoby naturalne, zaś w jak największym — zasoby ludzkie. Że wszystko sprowadza się do tego, że wykorzystujemy istniejące już materiały, nie tworząc nowych odpadów”.

Reżyserka mówi również, że odpady, które posłużyły do stworzenia scenografii i kostiumów przynosili sami poznaniacy. „Ogłoszono akcję — to również dobry sposób na zwrócenie uwagi na tę operę, na którą bilety zostały wyprzedane już na miesiąc przed premierą. To także sposób na wspólne przeżywanie pewnych rytuałów. (...) Publiczność była świetna, wśród widzów było dużo młodych osób, co mnie bardzo cieszy. Choć operze jako gatunkowi i formatowi nie sądzone jest długie życie, mam nadzieję, że przetrzyma ona jeszcze jakieś trzydzieści lat”.

Utwór ma niezwykle ciekawą podstawę literacką — poemat płodnego polskiego pisarza Juliusza Słowackiego z pierwszej połowy XIX wieku. Czy nazwisko poety pojawia się teraz częściej w związku z tą operą? Dariusz Przybylski mówi, że po premierze kilku młodych ludzi mówiło mu — jak to możliwe, że Słowacki okazuje się taki ciekawy: „Powinniśmy więc znajdować w jego utworach właśnie to, co może inspirować współczesnych ludzi, naszych rówieśników, a w tym przypadku my z Margo zajmujemy się w libretto uniwersalnymi zagadnieniami”.

„To właśnie Dariusz wybrał Juliusza Słowackiego — on znacznie lepiej orientuje się w tym, co jest obecnie aktualne w Polsce i jaki duch literacki tutaj panuje” — wyznaje reżyserka. — „Słowacki jest nawet bardzo aktualny w tym sensie, że obecnie ludzie znów interesują się literaturą epoki romantyzmu, także naukowcy zajmują się tym utworem i jego analizą. Obecnie naprawdę rozpoczął się renesans tego autora”.

Powstaje wrażenie, że operę stworzono w ścisłej współpracy między kompozytorem i reżyserką, którzy dokładnie wiedzieli, jak będzie wyglądał efekt, jakie będą strefy działania — czy to oznacza, że kompozytor w jakimś stopniu musiał dostosowywać się w trakcie powstawania utworu? „Kiedy Dariusz powiedział, że chce zająć się tym utworem — ja go już czytałam i pojmowałam, że to rzecz o Syberii, o młodym człowieku, który udaje się w podróż w poszukiwaniu siebie — pierwsze, co mu powiedziałam i co być może miało wpływ na niego, to to, że bardzo chciałabym, aby chór był jeziorem. W dodatku zamarzniętym jeziorem” — ujawnia Margo Zālīte. — „To metafora pesymistycznej perspektywy ludzkości, w tym mojej”.

Nie ulega wątpliwości, że my, biali ludzie, nie będziemy już mogli dłużej wykorzystywać wszystkich pozostałych kontynentów, przymykając oczy i uszy — wkrótce będziemy musieli zapłacić za swoje ostatnie stulecia. Jestem bardzo pesymistycznie nastawiona i o tym również jest ta opowieść”.

Jeśli nie udało ci się włożyć białej koszuli lub w jakiś inny sposób sprawić, by górna część twojego ciała była biała, otrzymasz bardzo prostą narzutę.

Są też fluorescencyjne bransoletki, a cała sala poznańskiej opery została podzielona na trzy strefy. Na balkonie siedzi jak gdyby sam autor Słowacki i obserwuje to, co napisał. Siedzący na parterze to grupa Anhellego — Anhelli jest bohaterem lirycznym, a osoby siedzące tam identyfikują się z nim, będąc prawie w centrum wydarzeń, lecz nie tak, jak siedzący w trzeciej strefie, czyli na scenie. To ludzie szamana, po przybyciu na Syberię Anhelli spotyka bowiem Nauczyciela. Zaś Nauczyciel jest szamanem.

Cały zamysł Anhellego kończy się ostatecznie porażką i nie zostaje on następcą szamana. Natomiast jego ukochana dziewczyna Ellenai jedynie mignęła — wówczas żegna już się ona i pojawia się pod koniec opery.

Na pytanie, czy sam może utożsamiać się z bohaterem lirycznym swojej opery Anhellim, kompozytor odpowiada twierdząco: „Tak, wydaje mi się, że mogę utożsamiać się z tym uczuciem samotności, o którym sporo mówi również Margo. To nie tak, że odczuwam samotność każdego dnia, lecz w naszych czasach stanowi to duży problem, zwłaszcza dla ludzi mądrych. Z drugiej strony jednak, tak było zawsze. Proszę sobie przypomnieć choćby pieśń Purcella o samotności”.

Praca nad operą „Anhelli” trwała około roku. Oczywiście z przerwami. „Pracuję w bardzo tradycyjny sposób, tylko w domu i tylko w swoim pokoju” — mówi kompozytor. „Nie robię tego w kawiarni ani na łonie przyrody jak wielu moich kolegów. I najlepiej rano, ponieważ po nocnym odpoczynku mam siłę i czysty umysł”.

Opera była specjalnie przeznaczona dla obu odtwórców głównych ról. Głos kontratenora Jana Jakuba Monowida świetnie pasuje właśnie do głównego bohatera Anhellego, równie wybitna jest odtwórczyni roli Ellenai Joanna Freszel, która ubrana na złoto robi niesamowite wrażenie.

Opera zmusza do zastanowienia się nad przenoszeniem się ludzkiego ducha do innej rzeczywistości, wiecznej samotności, z której przychodzimy i do której odchodzimy. „To jest oczywiście mój ulubiony temat” — wyznaje szczerze Zālīte. — „Bez niego nie mogę nawet swobodnie oddychać! Choć najtrudniej jest mówić o poziomie metafizycznym, ponieważ staje się on banałem, gdy tylko ubierze się go w słowa. Nie chcę tu być mędrczynią, która teraz będzie się wypowiadać na temat tego, jak czuje się młody człowiek w swojej podróży”.

W libretto zawarte są również szczegóły pochodzące od samej Margo. Choćby te o dwóch rodzajach melancholii. „Wplatałam tutaj różne filozofie, kiedy brakowało mi czegoś u Słowackiego” — śmieje się Zālīte.

Partie wokalne świadczą o tym, że kompozytor dogłębnie poznał ludzki głos. Okazuje się, że śpiewał on kiedyś w chórze. „Ale to nie żaden śpiew, po prostu słucham bardzo dużo muzyki, zwłaszcza barokowej — moim zdaniem to bardzo dobry sposób na poznanie ludzkiego głosu. I to nas oboje z Margo zbliża, ponieważ ona lubi, kiedy wszystko jest pełne przepychu, przerysowane, majestatyczne. Jednocześnie oboje uważamy, że opera powinna być magiczna, rytualna; powinno to być misterium, opera bowiem pozwala nam przenieść się do zupełnie innego świata”.

Świadkowie podkreślają, że takie właśnie wrażenie sprawia wystawione dzieło."

Orests Silabriedis, Latvijas Radio 3

Tłumaczenie: Biuro Tłumaczeń POZENA


Karin Coper, O-Ton
Białe, białe wszystkie me sukienki

"Pewien teatr wzywa ludzi do zbierania plastikowych śmieci, by użyć ich w spektaklu. Ich reakcja na tego typu recykling jest nieoczekiwanie pozytywna i energiczna. A dzieje się tak w Teatrze Wielkim w Poznaniu przed prapremierą opery Anhelli Dariusza Przybylskiego. Na tym jednak nie koniec. Kto zechciałby zobaczyć spektakl, przy zakupie biletu zostanie poproszony o pojawienie się w białym stroju lub wypożyczenie odpowiedniego odzienia we foyer. Wchodząc jednak na widownię – przy dowolnym wyborze miejsc na parterze, balkonie lub w tylnej części sceny (dodatkowo program wyjaśnia trzy możliwe perspektywy) – zaczynamy rozumieć, co oznacza ta maskarada. Stajemy się częścią przedstawienia, prowadzącego nas na Sybir, nieurodzajną krainę z lodu i śniegu.

Pierwowzór stanowi wydany w 1838 poemat Anhelli Juliusza Słowackiego, jednego z najważniejszych poetów polskich okresu romantyzmu. Opowiada on o wędrówce tytułowego bohatera przez syberyjskie pustkowie, gdzie zostaje skonfrontowany z osamotnionymi ludźmi i zniszczeniem środowiska. Szaman zostaje nauczycielem Anhellego. Jednak nie jest on w stanie pomóc mu w poszukiwaniu sensu życia i spokoju. Jedynie Ellenai, anioł, obiecuje mu chwilowy spokój. Jednak także i ona znika.

W muzyczno-teatralnym ujęciu kompozytora Dariusza Przybylskiego, przygotowanym wraz z reżyserką Margo Zālīte i autorką scenografii Dorotą Karolczak Anhelli staje się syntezą sztuk muzyki, ruchu i scenografii. Scena przedstawia zwodniczy krajobraz: lustra przypominają góry lodowe, wiszące na odwrót kontury kościołów stają się ostrzami włóczni, a gra świateł odpowiada za spolaryzowane nastroje. Na samym środku obozuje ubrany na biało chór – towarzystwo na zmianę: to letargiczne, to groźne. Trzy kobiety-ptaki, których kostiumy zrobione zostały ze zdobytych plastikowych śmieci są komentatorkami zdarzeń. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze podwyższona scena z przymocowanymi kulami ziemskimi i siedzącymi na niej perkusistkami w pełnych przepychu sukniach rokoko i paradnych perukach. Dużo się dzieje w tym trwającym niecałe 90 minut przedstawieniu, w którym dominuje wizualny zbytek i obrazowe skojarzenia z Syberią: takie jak sylwetka konia, zdającego się biec, ryby poruszane ludzką ręką, czy też nawiązania do rytuałów ze składaniem ofiar.

Przybylski ilustruje wydarzenie chóralnymi wokalizami i iryzującą powierzchnią orkiestry. Ważną rolę odgrywają tu dźwięki natury: wiatr, śnieg, burza, odgłosy zwierząt budują integrację tonów. Dyrygent Grzegorz Wierus trzyma wszystko pewną ręką. Coś bajecznego prezentuje chór prowadzony przez Mariusza Otto. Z wyczuciem siły głosu i dynamicznymi kontrastami potrafi podołać danym mu obszernym zadaniom. Jan Jakub Monowid jako Anhelli i Jaromir Trafankowski jako Szaman pozwalają swoim postaciom silnie zaistnieć na scenie. Najbardziej spektakularny występ dała Joanna Freszel, która jako Ellenai w swym złotym, obcisłym stroju, siedząc na wiszącym kole oszałamiająco pięknie śpiewa swoje melodyjne frazy. Finał również należy do niej. Z loży proscenium znika w dal, stając się coraz słabszym świergotem ptaków.

Anhelli pokazuje mroczne spojrzenie na teraźniejszość, choć gdzieś w środku żarzy się nadzieja na lepszą przyszłość. Szczególnie gdy na scenie pojawia się kilkoro dzieci w codziennych kolorowych ubraniach, trzymających w górze tabliczki przedstawiające slogan „How dare you”, nawiązujący do cytatu aktywistki Grety Thunberg. Po serdecznie przyjętej premierze artyści otrzymują nie tylko obowiązkowe kwiaty, ale także jabłka – piękne odwołanie do natury, którą należy chronić.

Pozostaje jedno pytanie: dlaczego Anhelli w obliczu ogromnego nakładu zostanie zagrany w tym sezonie jedynie dwa razy, premierę wliczając."

Karin Coper, O-Ton

Tłumaczenie: Dorota Skroboszewska

 

OPERA ON SOFA: "Anhelli"

"Wizualnie i muzycznie to doskonałe przedstawienie. Każdy kostium to dzieło sztuki i aż trudno uwierzyć, że wszystkie zostały wykonane z materiałów z recyclingu. Nie wyglądały na tanie, myślę, że poświęcono im wiele godzin żmudnej pracy. Nie tylko postacie sceniczne, ale także muzycy orkiestry byli w nie ubrani. Ważny był ruch sceniczny, każda z postaci wydawała się mieć przygotowanie baletowe. Podziwiać było można zwłaszcza śpiewano-tańczone role Ptaków oraz Ellenai, która miała bardzo skomplikowaną choreografię. Muzykę opisać mi trudno, mogę powiedzieć tyle tylko, że podobała mi się - do posłuchania jeszcze raz."

Całość: https://operaonsofa.blogspot.com/2019/12/anhelli-teatr-wielki-w-poznaniu-612-2019.html

 

 

Piotr Nędzyński, Maestro

Na szczęście muzyka Dariusza Przybylskiego jest śpiewna i, jak się wydaje, pisana była z myślą o możliwościach konkretnych śpiewaków. Mam tu na na myśli przede wszystkim odtwórcę partii tytułowej, Jakuba Jan Monowida. Szczerze przyznam, że nie przepadam za głosami kontratenorowymi, bo uważam je za sztuczne. Ale to, co ten młody człowiek potrafi zrobić z głosem, jaką ma skalę, swobodę emisji, bogactwo odcieni, każe mi skapitulować. Był rewelacyjny. Do tego ekspresja wokalna ściśle zintegrowana grą sceniczną. Wielka kreacja!

Świetna także Joanna Freszel jako Elenai – urzekający barwą sopran. I Jaromir Trafankowski: bogaty tembr głosu, wyrazista kreacja wokalna i sceniczna. Wszyscy pozostali śpiewacy oraz chór spisali się świetnie.

Ale sukces to całość przedstawienia, przemyślanego w najdrobniejszych szczegółach, łącznie z ubraniem na biało publiczności. Reżyseria: Margo Zalite, scenografia: Dorota Karolczak. Zostaliśmy przeniesieni w romantyczny świat poezji Juliusza Słowackiego. Czy ta poezja do nas dzisiaj trafia, to kwestia indywidualna. Ja byłem zafascynowany Słowackim w liceum, ale po ukończeniu studiów prawniczych, które uczą przed wszystkim logiki i klarowności myślenia, całą polska poezję romantyczną odbieram jako mętną, smętną i oderwaną od rzeczywistości. Obcą mojej wrażliwości. Uwielbiam Oświecenie. No i oczywiście Szekspira, z którym Słowacki ma naprawdę niewiele wspólnego.

Ale prapremiera „Anhellego” w Teatrze Wielkim w Poznaniu to naprawdę wielkie wydarzenie, bo stworzony został muzyką i obrazem fascynujący świat. Nawet jeśli akurat dla mnie nieco egzotyczny, to jednak wciągający i budzący podziw efektami zbiorowej pracy kompozytora, realizatorów i wykonawców.

 

całość: http://maestro.net.pl/index.php/8970-dariusz-przybylski-anhelli-prapremiera-w-teatrze-wielkim-w-poznaniu?limitstart=0

 

 

Weronika Mróz, Kultura na co dzień

„Anhelli” to jednak przede wszystkim uczta dla zmysłów. Muzyka – raz subtelna i delikatna, to znowu wybuchająca pełnią ekspresji, harmonijnie współgra z piękną scenografią. Przykuwają uwagę również kostiumy – część pełna węcz barokowego przepychu, część za to skonstruowana z recyklingu. Odwołania dzieła do nurtu ekologicznego upatrywać można także w scenie, w której dzieci wybiegają na scenie z namalowanymi na kartonach literami, składającymi się w pytanie „How dare you?” („Jak śmiecie?”), znane z przemówienia młodej Grety Thunberg, wygłoszonego podczas szczytu klimatycznego ONZ. Zālite  chętnie sięga także do symboliki religijnej, czego przykładem może być nadmuchany krzyż opatrzony napisami „Sold” („Sprzedane”). Klucza interpretacyjnego należy szukać w samym tekście poematu – a mianowicie we fragmencie, w którym naiwni wyznawcy przyrównani są do ryb, które zostaną sprzedane na targ. Elementem scenografii są także zwisające z sufitu odwrócone krzyże. Wszystko to zdaje się korespondować z wyzierającym z utworu Słowackiego zwątpieniem, czy poświęcenie ma jakikolwiek sens. Taki mariaż romantycznej wizyjności i nurtów współczesnych nie razi jednak, lecz tworzy spójną, choć momentami zaskakującą całość.

 

całość: https://kulturanacodzien.pl/2020/01/11/anhelli-mariaz-romantycznej-wizyjnosci-ze-wspolczesnoscia

 

 

Piotr Urbański, Kultura u podstaw

„Anhelli” to muzyka bardzo współczesna, wyrazista, konsekwentna, brzmiąca zawsze wobec tradycji, która komplikuje nasz odbiór. Ciekawym gestem jest sięgnięcie po prawosławną pieśń do Bogurodzicy, która zastępuje odmawianą przez Ellenai litanię. Partia tytułowego bohatera swym amorfizmem charakteryzuje postać. Domaga się ona wolnego tempa, które pozwoli wybrzmieć i słowu, i muzyce. Owo tempo zostało przez Wierusa rozciągnięte w stosunku do określonego przez kompozytora.

„Anhelli” to ósma już opera Przybylskiego, a także kolejna współpraca z łotewską reżyserką. Dzieło niewątpliwie wybitne muzycznie, we frapujący sposób zapraszające do przemyślenia nieco zapomnianego fragmentu narodowej mitologii, spersonalizowanej, a zarazem zuniwersalizowanej. Perfekcyjne pod względem wokalnym i orkiestrowym. Dyrygentowi udało się świetnie wydobyć i podkreślić wielobarwność i wielowarstwowość partytury. Jej przestrzenna realizacja uwypukla intencję twórców, by osaczona publiczność (muzyką, i scenografią) stała się integralną częścią widowiska.

 

całość: https://kulturaupodstaw.pl/anhelli-wieloznaczny-i-wspolczesny-piotr-urbanski/

Powrót do góry